wtorek, 17 maja 2011

Whisper. Nawiedzony dom - Isabel Abedi

Tytuł: Whisper. Nawiedzony dom
Autor: Isabel Abedi
Liczba stron:275
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Moja ocena: 6/10






Wyobraźcie sobie, że trafiacie do nawiedzonego domu i musicie w nim zamieszkać. Przerażające prawda? Gdybym znalazła się w takiej sytuacji, zrobiłabym wszystko, aby się stamtąd wynieść, a w „Whisperze…” dzieje się zupełnie inaczej. Między innymi dlatego książka Isabel Abedi trochę mnie rozczarowała.

Główną bohaterką książki jest Noa, która razem ze swoją matką - Kat oraz pięćdziesięcioletnim przyjacielem - Gilbertem, przeprowadza się na wakacje do domku na wsi. Jest to stary, opuszczony budynek, który nie wygląda przyjaźnie i w rzeczywistości taki nie jest. Jak sam tytuł wskazuje – jest nawiedzony. Noa w nowym miejscu poznaje chłopaka – Davida. Młodzi spędzają ze sobą coraz więcej czasu i w końcu dziewczyna zakochuje się w nim. Zaczyna ich łączyć pewna tajemnica, bowiem udaje im się nawiązać kontakt z duchem Elizy. 30 lat wcześniej została ona zamordowana na strychu domu, w którym mieszka teraz główna bohaterka. David i Noa pragną dowiedzieć, kto zabił dziewczynę, jednak prawie nikt nie chce odpowiadać na pytania związane z tym strasznym wydarzeniem. Postanawiają więc zrobić „śledztwo”. Czy uda im się odkryć, kto zabił Elizę? I czy Noa jest bezpieczna w swoim nowym domu?

Bohaterowie są chyba największym minusem tej książki. Zupełnie nierealni, sztuczni i wymyśleni „na siłę”.

Noa sama nie wie czego chce. Po pierwsze, zakochuje się w Davidzie, który ma swoje humory i nie zawsze jest miły wobec dziewczyny. Bohaterka nie wie co ma zrobić, jest w rozterce. Po drugie, kontakt z duchami powinien chyba wywołać strach i przerażenie, prawda? Tymczasem Noa, jak gdyby nigdy nic, „po prostu sobie mieszka”. Próbuje rozwiązać zagadkę morderstwa Elizy i to wszystko.

Kat jest matką głównej bohaterki i znaną aktorką. Strasznie denerwowało mnie to, że jest taka (przepraszam za wyrażenie) puszczalska. Flirtuje z każdym na lewo i prawo. Rozumiem, że pragnie przeżyć jakąś przygodę i chce, aby w jej życiu coś się działo, ale to, co miało miejsce w tej książce, jest już lekką przesadą...

Teraz pora na plusy. Ogólnie książkę czytało się miło. Czułam tajemnicę, której szukałam w tej powieści. Największą niespodzianką (pozytywną oczywiście) było dla mnie zakończenie. Zupełnie nie spodziewałam się takiego finału. Styl autorki jest niezły, aczkolwiek niezachwycający, jednak książkę czytało się szybko.

Książkę polecam tylko tym, którzy się nudzą, albo nie mają akurat nic do czytania. Nie jest to lektura zachwycająca, ale nie powiedziałabym też, że jest nudna. Moja ocena to 6/10.

wtorek, 3 maja 2011

Akademia wampirów - Richelle Mead

Tytuł: Akademia wampirów
Autor: Richelle Mead
Liczba stron: 336
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Moja ocena: 9,5/10






„Akademia wampirów”, jak tytuł wskazuje, jest o wampirach. Wydawać by się mogło, że jest to kolejna nudna i przewidywalna książka, która została napisana „na siłę”, ponieważ teraz jest moda na te nadnaturalne stworzenia. Jednak powieść Richelle Mead bardzo miło mnie zaskoczyła.  Wciągnęła mnie bowiem już od pierwszych stron i nie dała mi tak łatwo pójść spać.

Dwie najlepsze przyjaciółki – Rosemary „Rose” Hathaway oraz Wasylisa „Lissa” Dragomir – zostają sprowadzone do Akademii, z której jakiś czas temu uciekły. Są one połączone niezwykle silną więzią, która wytworzyła się po tragicznym wypadku. W szkole ich życie toczy się inaczej niż przed zniknięciem. Kiedyś dusze towarzystwa oraz bardzo lubiane uczennice, teraz obgadywane za plecami dziewczyny. Ktoś rozprzestrzenia okrutne plotki na temat Rose, w które wszyscy (oprócz jej przyjaciółki) wierzą. Lecz nie jest to ich największy problem. W Akademii czyha na nie niebezpieczeństwo. Dzieją się tam dziwne rzeczy i nikt nie wie kto za tym wszystkim stoi.

Rose jest nieprzewidywalną dziewczyną. Z całą pewnością nie należy do szarych myszek. Ma dziewczyna tupet, lecz może on doprowadzić do jej wydalenia ze szkoły. Wtedy musiałaby się rozstać ze swoją przyjaciółką – Lissą, a obie tego nie chcą. Jedynym sposobem na pozostanie przy niej jest przejście przez Rose szkolenia dla strażników, którym dziewczyna ma zostać. Szkoli ją o siedem lat straszy wysportowany i przystojny Dymitr Bielikow. Czy Roza wymyśli kolejny plan ucieczki z Lissą ze szkoły? A może dziewczyny jednak postanowią zostać? Kto stoi za tymi wszystkimi strasznymi znakami? Czy wszyscy przeżyją?

W książce pojawia się podział na Moroje (wampiry czystej krwi), Dampiry (pół-wampiry, pół-ludzie) oraz Strzygi (te "martwe"). Nigdy wcześniej nie spotkałam się z podziałem wampirów, więc za to daję dodatkowy plus.

Największym atutem tej książki są bohaterowie. Każdy jest inny, więc autorka nie daje nam się ponudzić. Najbardziej polubiłam Rose i oczywiście Dymitra.

Rose jest dziewczyną, która nie boi się stanąć w obronie swoich najbliższych. Czasami jest agresywna i za bardzo impulsywna, ale podoba mi się to, ponieważ (tak jak już wcześniej wspomniałam) nie jest szarą myszką i po prostu nudną dziewczyną. Najbardziej polubiłam jej poczucie humoru i błyskotliwość. Jest „doświadczoną” flirciarą, za którą ogląda się wielu chłopaków.

Dymitr… Kocham go po prostu. Jest męski, odważny, silny,  trochę tajemniczy i oczywiście przystojny. Wszystkie sytuacje i dialogi pomiędzy nim a Rose były chyba moimi ulubionymi momentami w książce.

Lissy na początku nie lubiłam. Wydawała mi się taka krucha i bezbronna. Jest ona całkowitym przeciwieństwem głównej bohaterki. Z czasem zaczęła zdobywać moją sympatię. Były takie momenty, kiedy pojawiała się w niej nuta tajemniczości i mroczności. Podobało mi się to.

Mia była bohaterką, która najbardziej denerwowała mnie podczas czytania. Jej kłamstwa i wkurzające odzywki były po prostu podłe. Jednak muszę przyznać, że bez niej książka byłaby bardziej nudna. Dziewczyna odgrywa w szkolnym życiu dość znaczącą rolę i chyba nie powinno jej zabraknąć w „Akademii wampirów”.

Co do Nathalie, ona też mnie denerwowała. Szczególnie ta jej dociekliwość i chęć wiedzy o wszystkim. Nie spodziewałabym się, co się z nią stanie.

Zostaje jeszcze Christian. Jest bardzo tajemniczy i na początku trudno było mi go rozgryźć. Z czasem jednak polubiłam go. Typ buntownika, a to lubię.

Autorka napisała książkę bardzo prostym i przyjemnym językiem. Książkę czyta się szybko, ponieważ ona po prostu „pochłania”. Fabuła jest ciekawa i nieprzewidywalna, a akcja wartka. Czytając „Akademię wampirów” mówiłam sobie: „jeszcze tylko jeden rozdział i koniec; już za chwilę kończę”, jednak nie dałam rady przestać. Wpadłam w trans i koniecznie musiałam wiedzieć co się dalej wydarzy.

Jeżeli sądzisz, że wampiry już ci się znudziły, a książki o nich są płytkie i przesłodzone, sięgnij po „Akademię wampirów”. Z całą pewnością jest przeciwieństwem sagi „Zmierzch”, do której książka ta jest często porównywana. Moim zdaniem nie zawiedziesz się na serii autorstwa Richelle Mead. Polecam ;)

niedziela, 1 maja 2011

W pierścieniu ognia - Suzanne Collins

Tytuł: W pierścieniu ognia
Autor: Suzanne Collins
Liczba stron: 359
Wydawnictwo: Media Rodzina
Moja ocena: 10/10






Uwaga! Recenzja zawiera spoilery dotyczące pierwszej części serii!

Po przeczytaniu „Igrzysk śmierci” od razu pobiegłam do biblioteki w nadziei, że znajdę na półce kolejną część trylogii Suzanne Collins. Na szczęście dostałam tam „W pierścieniu ognia” i natychmiast zaczęłam czytanie. Byłam strasznie „nakręcona” tą serią i trochę się bałam, że drugi tom nie spełni moich oczekiwań. Lecz moje obawy były bezpodstawne.

Po zwycięskich Igrzyskach, Katniss wraz ze swoim partnerem - Peetą wraca do rodzinnego domu w Dwunastym Dystrykcie. Niestety, sprawy się komplikują, ponieważ zachowanie głównej bohaterki podczas zawodów nie spodobało się władzom Kapitolu. Jej życie osobiste również się gmatwa – dziewczyna nie wie, co czuje do swojego partnera z areny – Peety, a przecież jest jeszcze Gale – jej najbliższy przyjaciel, z którym często chodzi do lasu na polowania. Jednak Katniss i Peeta muszą wyruszyć na Tournee Zwycięzców. Odwiedzają każdy dystrykt, jeden po drugim. Podczas tej podróży główna bohaterka uświadamia sobie, że istnieją ludzie, którzy są gotowi do buntu przeciw Kapitolowi.

Rok po turnieju, w którym brali udział Peeta oraz Katniss, organizowane są Igrzyska Ćwierćwiecza dla uczczenia siedemdziesiątej piątej rocznicy pierwszych Głodowych Igrzysk. Kto tym razem zostanie wylosowany do zawodów? Czy rodzina Katniss będzie bezpieczna? I co postanowi bezwzględny prezydent Snow?

„W pierścieniu ognia” jest moim zdaniem tak samo dobre jak poprzednia część trylogii. Akcja jest wartka, autorka nie daje nam odpocząć, ponieważ cały czas dzieje się coś szokującego. Styl pisania Suzanne jest prosty i zrozumiały, a zarazem magiczny, dzięki czemu czytanie książki jest bardzo przyjemne. Kiedy doszłam do momentu, w którym okazało się, że znowu będziemy świadkami Igrzysk Głodowych, trochę się zmartwiłam. Bałam się, że będę czytać o tym samym, co w „Igrzyskach śmierci”. Na szczęście myliłam się. Suzanne Collins jest niesamowicie pomysłową pisarką i cały czas poznajemy coś nowego. Przyznaję, że większości spraw nie byłam w stanie przewidzieć. Zakończenie zaskoczyło mnie najbardziej, przez co już nie mogę się doczekać trzeciej i niestety ostatniej części serii.

Z tyłu na okładce książki mamy okazję przeczytać jedną z opinii o książce. Jest tam fragment: „W istocie ‘Igrzyska śmierci’ Suzanne Collins to książka-pułapka. Nie zaczynajcie jej czytać na pół godziny przed ważnym spotkaniem ani do poduszki, bo zafundujecie sobie kłopoty i bezsenną noc”. W stu procentach podpisuję się pod tym komentarzem. Siedziałam do późnej nocy, bo nie mogłam się oderwać. Ale nie żałuję.

Podsumowując, jeśli jeszcze nie zacząłeś czytać trylogii „Igrzyska śmierci”, na co czekasz? Biegnij do biblioteki albo do księgarni, chwyć w ręce pierwszą część i zaczynaj! Bez mrugnięcia okiem mogę stwierdzić, że jest to moja ulubiona seria książek. Mam ogromną nadzieję, że znajdę w bibliotece trzecią część – „Kosogłos”. Najchętniej dałabym tej książce 100 punktów, ale moja skala sięga tylko do 10. Zatem: 10/10.